Jak to wszystko się zaczęło z tym otulaniem?
Zaczęło się jeszcze przed moim pierwszym porodem. Wtedy usłyszałam od koleżanki, że
istnieje coś takiego jak “zawijanie po porodzie”. Byłam przekonana, że chodzi o otulanie
maluszka. Okazało się jednak, że nie. To kobieta, która rodziła doświadcza poporodowego
„zawinięcia”.
Później, co jakiś czas docierały do mnie różne informacje, poznawałam cudownych ludzi –
specjalistów, terapeutów, położne, doule, mamy, które miały okazję doświadczyć “otulenia”.
Podążając za pragnieniem zdobywania wiedzy i nowych doświadczeń oraz bycia z kobietami,
wybrałam się na spotkanie “ zawiajaczek” w moim kraju. Tam poznałam moją doulę
(pierwszą i chyba jedyną na Białorusi), która powiedziała, że jeśli chcesz
“zawiajać”, to najpierw sama musisz doświadczyć takiego “zawinięcia”. Było to 5 miesięcy
po moim drugim porodzie. Umówiłam termin spotkania.
Ponieważ dzieliła nas spora odległość, nasze spotkanie zostało zaplanowane w domu douli,
choć tradycyjnie powinno się odbyć w domu klientki – w przestrzeni, w której toczy się jej
codzienne życie.
Tak więc pewnego poranka, razem z dziećmi i mężem pojechałam na wioskę do domku douli.
Ona sama czekała na mnie. Na czas naszego spotkania wysłała swoich bliskich do babci.
Podczas gdy moje dzieci bawiły się z tatusiem na podwórku, my zaczęłyśmy nasze misterium.
W czasie szczerej rozmowy o moim zdrowiu ciała i duszy po porodzie, o mojej historii
porodowej, o potrzebach z którymi przychodzę, doula przygotowywała dla mnie herbatę z
przypraw i ziół. Ze swojego ogrodu przyniosła kwiaty, a na stole przede mną postawiła różne
oleje naturalne, olejki eteryczne i zioła.
Zapytała: “ Jaki zapach będzie towarzyszył twojemu świętowaniu macierzyństwa,
świętowaniu zwycięstwa?” Wybrałam cytrusy i cynamon.
Stworzyłyśmy doskonałą dla mnie kompozycję.
W tym czasie herbata już się zaparzyła.
Pijąc ją, poczułam gorąco płynące w moim ciele. Trochę parzyło, bo dodałam chili, ale tak właśnie
lubię. Z każdym kolejnym łykiem pojawiała się nowa nutka smaku przypraw: czarny
kardamon, cynamon, goździk …
Nadszedł czas, aby położyć się na łóżku.
Moja doula, zrobiła mi bardzo delikatny masaż kręgosłupa, aby rozluźnić całe ciało, po czym okryła mnie. Zasnęłam na jakiś czas.
Gdy moja córeczka Jadzia zrobiła się głodna, mąż przyniósł ją abym mogła nakarmić i położyć ją spać.
Moja doula w tym czasie przygotowała kąpiel.
Gdy wszystko było gotowe, mogłam dalej zagłębiać się w siebie i relaksować.
Weszłam do wody. Wokół było ciemno, cicho, ciepło, pięknie. Kwiaty, świece, zapach zaparzonych ziół w
wannie. Wszystko to dopieszczało moje zmysły. Wchodząc do wody poczułam, że jestem w
raju, sama ze sobą w ciszy. Po jakimś czasie przyszła doula z kubkiem tej samej gorącej
korzennej herbaty i zaczęła robić mi masaż ciała. Dotyk przez wodę jest tak niesamowicie
głęboki, że już nie pamiętam co było dalej. Może umyła mi włosy i zrobiła peeling ciała?
Duży gorący worek z ziołami położyłam sobie na brzuszek, ciepło przenikało niezwykle
głęboko, napełniało moje łono aromatem ziół i leczyło.
Nawet nie pamiętam jak to się stało, gdy czysta i rozgrzana leżałam w łóżku na brzuchu,
przykryta 10 warstwami prześcieradeł.
Zaczął się masaż ciepłym aromatycznym olejem. Długi, dokładny, powolny. Najpierw masowane były plecy, a następnie brzuszek. Głowe miałam zawiniętą, na stopach ciepłe skarpety. Nie było na moim ciele miejsca, z którego mogło uciekać ciepło.
Ostatni etap “zawijania”( cała byłam zawinięta jak noworodek, jakby dżownica w kokonie) –
to uciskanie pewnych części ciała chustami. Weszłam w półsen, w stan nieświadomy, opuściły mnie wszystkie myśli.
Uciskanie zaczęło się od głowy. Najpierw masaż rebozo, bujanie, rozluźnienie szyi i ściskanie. Dalej ramiona – masaż rebozo, uciskanie przez dłuższą chwilę. Zasnęłam. Obudziło mnie poczucie nagłego żaru. Doula podała mi picie. Byłam na etapie uciskania miednicy.
Następnie obudziłam się kiedy uciskane były stopy. To już koniec i wtedy poczułam, że czegoś mi brakuje.
Poprosiłam o ponowny ucisk głowy i miednicy. Tak, teraz to już naprawdę koniec. W tym momencie poczułam, że dokonało się to co miało się dokonać.
Nagle dotarło do mnie, że minęło już sześć godzin! Gdzie moje dzieci?:))
Moje odkrycia i nowe uczucia po “zawiązaniu”:
- Przez następne 2 miesiące nie bolały mnie plecy (jednak z powodu niewygodnej pozycji do
karmienia piersią w nocy, ból później wrócił).
- Zniknęło poczucie ciągnięcia w dół.
- Czułam się jakby „poskładana” i bardziej stabilna w ciele.
- Brzuszek poporodowy zmniejszył się dwukrotnie.
- Zaczęłam odczuwać miękkość i delikatność moich matczynych dłoni, które teraz mogą czynić
cuda.
- Wzrosła moja pewność siebie. Zaczęłam czuć, że teraz poradzę sobie z macierzyńskimi
wyzwaniami w każdej sytuacji. Uznałam swoją matczyną moc, pozwoliłam jej być i rozwijać
się, odkryłam ją na nowo, wydobyłam z głębi siebie.
Och, warto było.
No i jeszcze jeden piękny skarb który dostałam – pragnienie, aby “zawiajać” inne mamy.
Realizuję to właśnie w otulaniu. Nazwałam to misterium otulaniem poporodowym. Jest
podobne do „zawijania”, ale nie to samo. Po licznych szkoleniach, moja wiedza wzbogaciła
się, a rytuał trochę zmienił. Jest to zatem mój autorski projekt.
Już teraz istnieją różne formy “zawijania” i otulanie jest właśnie jedną z nich.
W lipcu w Polsce odbędzie się pierwszy kurs otulania poporodowego. Bardzo się cieszę, że
już niedługo również tutaj, rytuał ten będzie dostępny dla kobiet.
Dokładną informacje znajdziesz na stronie wydarzenia
Jestem z Tobą… Otulanie ma moc i trwaj w tym pragnieniu, proszę!
Piękne, tez bym chciała doświadczyć …